Jeszcze w 2021 r., zanim TSUE wypowiedział się w sprawie odsetek należnych konsumentom od banków po wygranych procesach, Komisja Nadzoru Finansowego podjęła próbę oszacowania skutków możliwych unieważnień kredytów frankowych. Przedstawiła trzy warianty, z czego najbardziej pesymistyczny przewidywał unieważnienie wszystkich umów bez możliwości odzyskania przez bank kapitału. Wartość strat w tym modelu określono na 234 mld zł – wtedy brzmiało to jak scenariusz nierealny.
Dziś jednak pojawia się nowe zagrożenie: przedawnienie roszczeń banków. Według wielu prawników instytucje finansowe przyjęły niewłaściwą taktykę w sądach. Nie doprowadziły do skutecznego postawienia należności w stan wymagalności i tym samym nie zatrzymały biegu przedawnienia. Rodzi się więc pytanie, czy właśnie ta sytuacja skłania rząd i Ministerstwo Sprawiedliwości do prac nad ustawą dotyczącą rozliczeń frankowych. I czy nawet nowe przepisy mogą jeszcze ochronić sektor bankowy przed skutkami jego wcześniejszych decyzji.
Frankowe spory w nowym świetle — czy banki straciły prawo do odzyskania kapitału?
Polskie sądy od lat zmagają się z rozliczaniem kredytów frankowych. Choć Polska dawno weszła do Unii Europejskiej, praktyka stosowania prawa unijnego wciąż się kształtuje. Dotyczy to zwłaszcza sporów, w których po jednej stronie stoją konsumenci, a po drugiej banki. Kolejne wyroki stopniowo zmieniają sposób patrzenia na skutki finansowe unieważnienia umów uznanych za sprzeczne z prawem.
Jeszcze kilka lat temu zwycięstwo kredytobiorcy w sądzie oznaczało zazwyczaj odzyskanie nadpłaty i kosztów procesu, czasem także skromnych odsetek. Banki broniły się wówczas tzw. zarzutem zatrzymania, co ograniczało korzyści klienta. Jednak w 2024 r. sytuacja zmieniła się radykalnie. TSUE wyjaśnił, że takie podejście nie może pozbawiać konsumenta prawa do pełnej rekompensaty, w tym do odsetek za opóźnienie. W ślad za tym Sąd Najwyższy wskazał, że właściwym sposobem rozliczeń jest teoria dwóch kondykcji – każda ze stron oddaje to, co świadczyła.
Dzięki temu frankowicz zyskał prawo żądać zwrotu wszystkich zapłaconych rat, powiększonych o odsetki naliczane od wezwania do zapłaty. Ale i ten porządek może nie przetrwać. Coraz częściej podnoszony jest bowiem problem przedawnienia roszczeń banków. Wielu ekspertów twierdzi, że instytucje finansowe nie złożyły swoich żądań w odpowiednim czasie ani w sposób skuteczny. Jeśli tak, droga do odzyskania kapitału może być dla banków zamknięta.
Dlaczego banki mogą utracić prawo do zwrotu kapitału?
Coraz częściej wskazuje się, że roszczenia banków o zwrot kapitału w sprawach frankowych mogą być przedawnione. Eksperci podkreślają, że wynika to z obowiązków przedsiębiorcy, który stosował nieuczciwe zapisy w umowach. Zgodnie z orzecznictwem europejskim to na nim ciąży obowiązek usunięcia skutków takich działań oraz poinformowania klientów o konsekwencjach wynikających z linii orzeczniczej sądów krajowych. Co istotne – obowiązek ten powinien zostać zrealizowany nie dopiero po reklamacji czy w toku procesu, lecz z wyprzedzeniem, gdy tylko bank dowiedział się o problemie.
Zamiast tego instytucje finansowe wybrały zupełnie inną drogę. Konsekwentnie odrzucały roszczenia kredytobiorców, podważały ich argumenty, a w debacie publicznej próbowały kreować wrażenie, że problemu właściwie nie ma. Pojawiały się też próby wywierania presji na polityków. Jeszcze dekadę temu, w okresie gorącej dyskusji nad ustawą przewidującą przewalutowanie kredytów, właściciele zagranicznych banków ostrzegali władze państwowe przed międzynarodowym arbitrażem.
Takie działania oddalały moment rozliczenia i utrwalały błędną strategię procesową. Właśnie z tego powodu dziś pojawia się ryzyko, że banki utraciły możliwość skutecznego dochodzenia zwrotu kapitału.
Ryzykowna taktyka sektora bankowego wobec umów frankowych
Od ponad dekady wiadomo, że w umowach kredytów indeksowanych i denominowanych do franka znalazły się zapisy uznane za niedozwolone. Pierwsze wyroki potwierdzające abuzywność pojawiły się jeszcze około 2010 r. Później orzecznictwo wielokrotnie wskazywało, że takie klauzule nie mogą być podstawą do dalszego wykonywania kontraktów. W 2019 r. głośny wyrok europejskiego trybunału dodatkowo potwierdził, że sporne umowy mogą być traktowane jako nieważne.
Banki jednak nie zmieniły swojego podejścia. Konsekwentnie twierdziły, że kontrakty są ważne, a postanowienia zgodne z prawem. Jednocześnie, świadome trzyletniego terminu przedawnienia, zaczęły pozywać swoich klientów o zwrot wypłaconego kapitału – niejako na wypadek, gdyby sądy stwierdziły nieważność umów. W efekcie pojawiła się sprzeczność — w jednych procesach banki odpierały żądania konsumentów, w innych — same dochodziły zwrotu środków, zakładając utratę ważności tego samego kontraktu.
Eksperci zwracają uwagę, że taka strategia rodzi poważne problemy prawne. Brak jednoznacznego przyznania się do nieważności umowy utrudnia postawienie wierzytelności w stan wymagalności, a także nie przerywa biegu przedawnienia. Sądy coraz częściej podkreślają, że instytucja, która upiera się przy ważności kontraktu, nie może jednocześnie skutecznie powoływać się na roszczenia z jego nieważności.
Mimo to banki nie rezygnują z tej podwójnej narracji. Nawet gdy korzystają z potrącenia, nadal nie przyznają, że umowa jest wadliwa. Zdaniem ekspertów takie działania stoją w sprzeczności z prawem unijnym i zasadą skutecznej ochrony konsumenta. W dłuższej perspektywie ta linia obrony może więc obrócić się przeciwko sektorowi, otwierając drogę do zarzutów przedawnienia i ograniczając możliwość odzyskania kapitału.
Czy sądy ułatwiają bankom walkę o kapitał?
Spory frankowe często prowadzone są równolegle – kredytobiorca domaga się unieważnienia umowy, a bank w tym samym czasie żąda zwrotu kapitału. Zdaniem ekspertów takie roszczenia powinny być rozpoznawane w jednym postępowaniu, ale pod warunkiem, że bank otwarcie przyzna, iż w umowie stosował niedozwolone zapisy i że kontrakt nie wywołuje skutków prawnych. Dopiero wtedy może on skutecznie skorzystać z potrącenia albo z powództwa wzajemnego.
W praktyce jednak wygląda to inaczej. Instytucje finansowe składają pozwy, w których nie pada stwierdzenie, że sporna umowa jest nieważna. Mimo to sądy nie zawsze odrzucają takie pisma. To budzi wątpliwości, zwłaszcza że banki mają pełne zaplecze prawne i środki, by prowadzić procesy w sposób zgodny z wymogami prawa.
Efektem łagodnego podejścia sądów jest coraz większe obciążenie wymiaru sprawiedliwości. Sprawy przeciągają się, a liczba postępowań rośnie, bo banki mogą kontynuować swoją linię procesową bez konieczności jednoznacznego przyznania się do abuzywności stosowanych klauzul.
Ministerstwo Sprawiedliwości – usprawnienie sądów czy ochrona banków?
Rząd zapowiada reformę postępowań frankowych, tłumacząc to chęcią skrócenia procesów. W pierwotnym projekcie ustawy zaproponowano łączenie spraw wytaczanych przez konsumenta i bank, niezależnie od tego, czy bank uznaje nieważność swojej umowy. Pomysł spotkał się jednak z ostrą krytyką i został porzucony.
Druga wersja projektu jest bardziej rozbudowana, ale nadal rodzi spory. Przewiduje między innymi, że bank będzie mógł zgłosić potrącenie aż do końca postępowania apelacyjnego. W praktyce oznaczałoby to brak realnej kontroli nad zasadnością takich roszczeń w dwóch instancjach. Projekt zawiera również rozwiązanie premiujące banki wycofujące swoje pozwy i odwołania – przewidziano wówczas zwrot połowy opłaty sądowej.
Najwięcej kontrowersji budzi właśnie potrącenie. Nowe regulacje mogą utrudnić kredytobiorcom powoływanie się na przedawnienie roszczeń instytucji finansowych. To pokazuje, że resort dobrze rozumie skutki strategii przyjętej przez banki w ostatnich latach – wiele zgłoszonych przez nie roszczeń o zwrot kapitału mogło zostać podniesionych nieskutecznie.
Problem dotyczy nie tylko spraw toczących się już w sądach. Kredytobiorca, który kilka lat temu złożył reklamację i nie wniósł pozwu, może dziś powołać się na przedawnienie roszczeń banku. Wystarczy, że reklamacja została złożona np. cztery lata temu, a instytucja finansowa odrzuciła ją i nie doszło do procesu.
Podstawę do takich roszczeń daje orzeczenie trybunału z grudnia 2023 r. Wynika z niego, że termin przedawnienia liczy się w tym samym momencie zarówno dla banku, jak i dla kredytobiorcy. Punktem wyjścia jest chwila, w której konsument uzyskał wiedzę o wadliwości swojej umowy. Ponieważ trudno ustalić dokładną datę, przyjmuje się, że bieg terminu rozpoczyna działanie kredytobiorcy, takie jak złożenie reklamacji czy wezwanie do zapłaty.
Frankowe pozwy w odwrocie. Statystyki pokazują wyraźny spadek
W pierwszej połowie 2025 r. do sądów okręgowych wpłynęło 25,5 tys. nowych spraw frankowych. To aż o 36,5 proc. mniej niż rok wcześniej, a w niektórych jednostkach liczba pozwów spadła nawet o blisko 60 proc. Tendencja utrzymuje się od kilku kwartałów i nic nie wskazuje, by miała się odwrócić. W samym I kwartale tego roku odnotowano zaledwie 12 606 nowych spraw, czyli niemal o połowę mniej niż rok wcześniej.
Poprawiają się także wskaźniki efektywności. Sądy w I instancji rozstrzygają więcej spraw frankowych, niż otrzymują do rozpoznania, a wskaźnik opanowania wpływu przekroczył 179 proc. Zmniejszają się również zaległości – nawet w Warszawie, gdzie działa wyspecjalizowany wydział frankowy.
W stolicy wprowadzono dodatkowo program mediacyjny. Od lutego do końca lipca 2025 r. skierowano na rozmowy ugodowe 4444 sprawy. Zawarto jednak tylko 15 porozumień. Dane te pokazują, że kredytobiorcy nie chcą ugód, nawet z udziałem mediatorów. Wolą walczyć o pełne rozliczenie i unieważnienie umów, zamiast akceptować kompromisowe rozwiązania.
Nie wiadomo jednak, na jakim etapie znajdowały się sprawy skierowane do mediacji. Z nieoficjalnych informacji wynika, że część z nich była bliska wydania wyroku, a mimo to trafiła do programu. Można się więc zastanawiać, ile z tych 4444 spraw zakończyłoby się już orzeczeniem sądu, gdyby nie decyzja o ich przekierowaniu na mediacje.
Co ciekawe, mimo spadającej liczby pozwów i rosnącej sprawności sądów, resort sprawiedliwości nadal forsuje ustawę frankową, tłumacząc to potrzebą usprawnienia procesów. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że rzeczywiste cele tej regulacji mogą leżeć gdzie indziej.